Studiuje malarstwo na warszawskiej ASP w pracowni Leona Tarasewicza. Mieszka w bloku na Targówku i tam, w suszarni na 8. piętrze, ma swoją pracownię.
Ponizej rozmowa jaką ze Sławkiem przeprowadziła Aleksandra Urbańska.
Aleksandra Urbańska: Czym jest fragmentaryzm? Jak doszedłeś do postrzegania fragmentarystycznego?
Sławek Pawszak: Malując obrazy na akademii w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że niektóre rzeczy, które się tam robi wynikają z pewnego przyzwyczajenia, robi się je po prostu niepotrzebnie. To znaczy, że malując obraz przedstawiający nie jesteśmy tak samo silnie zainteresowani każdą częścią, każdym fragmentem tego obrazu. Są rzeczy, które tak naprawdę stanowią pretekst do malowania, no i są takie, które stanowią tło.
Doszedłeś do tego malując "normalne" obrazy, że w sumie nie interesuje cię wszystko?
Tak, że odczuwam nudę, że niektóre rzeczy mam ochotę malować, a inne po prostu wypełniają mi przestrzenie pomiędzy nimi. Chodzi mi o to, że ludzie w zadziwiający sposób dzielą rzeczywistość według rzeczy – przedmiotów, czyli zajmują się malowaniem tych rzeczy, które są w stanie nazwać. To znaczy, na przykład, nie jest możliwe namalowanie werystycznie czegoś, co nie jest nazywalne w pewien sposób, co nie stanowi zamkniętej całości. To mi się wydało dziwne. Malarstwo przedstawiające posługuje się pewną symboliką, która w jakiś sposób nas pociąga, ale tak naprawdę, o ile kiedyś miała sens – to znaczy pewne rzeczy niosły ze sobą określone treści i było wiadomo, że taki kolor oznacza to itd., że to atrybuty danego świętego, cała ta warstwa symboliczna miała naprawdę duże znaczenie. To było ważne. O tyle teraz często staje się to jakby jakąś grą, nie wiem – rebusem, ale takim, który tak naprawdę nie niesie ze sobą głębokiego przesłania.
Opowiedz mi o Husserlu, bo miał chyba duży wpływ na manifest.
Husserl, jego idea fenomenologii, redukcji fenomenologicznej jest taką moją nową fascynacją. Chodzi o to, że Husserl proponuje w patrzeniu na świat dokonanie pewnej redukcji, która miałaby polegać na tym, aby spojrzeć na przedmioty takimi, jakimi one nam się jawią naprawdę. To znaczy, jeżeli na coś patrzę, w tym momencie stwierdzenie, że jest to trójwymiarowe, to już jakaś wiedza, którą mam poza samą obserwacją. Bo w chwili, kiedy się nie ruszam, o tym nie wiem. Nie wiem, że to jest twarde, nie wiem, że to ma jakąś grubość, po prostu widzę zbiorowisko plam barwnych. Samym patrzeniem nie nadaję temu jakiegoś sensu, te sensy przychodzą potem. Tak naprawdę wydaje mi się, o ile dobrze zrozumiałem ideę fenomenologii, że atrakcyjne w tej koncepcji jest to, że to tak naprawdę bardzo malarskie. A także aktualne - w tym sensie, że postmodernizm proponuje nam grę z bardzo wieloma motywami, bardzo wiele odniesień itd., które tak naprawdę są jakąś intelektualna rozrywką. Odczytujemy zawiłe rebusy i konstrukcje, ale nie uważam, żeby miało to taki potencjał, żeby przeżyć to w jakiś głębszy sposób. Nie wydaje mi się to takie duchowe, uznaję to po prostu za rozrywkę intelektualistów, jakąś taką złożoną konstrukcję, która nas stymuluje intelektualnie, jest zabawą na wyższym poziomie. W redukcji fenomenologicznej i w tym, co sam proponuję dostrzegam taką szansę, że po takim dogłębnym oczyszczeniu rzeczywistości z masy nabudowanych sensów, pewnych skojarzeń, zaprzestaniu traktowania rzeczywistości jako zbioru zamkniętych form, widzę możliwość zbudowania jakiegoś nowego i tak naprawdę bardziej prawdziwego obrazu rzeczywistości, bardziej indywidualnego i przez to szczerze przeżytego kontaktu z tym, co nas otacza.
Czyli ty, jako malarz, dokonujesz takiej redukcji?
Można tak powiedzieć.
Jak wybierasz te fragmenty, co cie interesuje?
Wpatruje się w coś i zastanawiam tak naprawdę, co będzie się fajnie malowało...
...fajnie malowało, a efekt?
Tak, zastanawiam się, co tak naprawdę chciałbym namalować z tego, co widzę. Trudno jest to inaczej uzasadnić. Od strony technicznej wygląda to tak, że jak się już zdecyduję, co chcę namalować, to rzucam to sobie na płótno, odrysowuję i zaczynam malować.
Ale wcześniej jest to zdjęcie, które cię interesuje. Czy malujesz też z natury?
Robię zdjęcie w pewnym momencie, żeby móc to następnie rzucic z rzutnika. Można więc powiedzieć, że wszystko maluję ze zdjęć, a jednocześnie wszystko maluję z natury. Jest to kwestia wyłącznie wygody i niemożliwości powrócenia do pewnych, zobaczonych wcześniej sytuacji. Istotne jest, że to, co maluję nie jest jakąś abstrakcją. To jest naprawdę wzięte z rzeczywistości, natomiast zdjęcie stanowi tylko pomoc.
Nie jest to więc malarstwo abstrakcyjne.
Nie, to jest malarstwo przedstawiające. Przedstawia fragmenty rzeczywistości.
Wracając do spraw czysto technicznych – powiedz dlaczego tak duże formaty prac?
Jest niesamowitą frajdą, kiedy się staje przed dużym płótnem. Taki format wymaga jakby większej koncentracji, pewności. Wydaję mi się, że mobilizujacy jest dla mnie pewnego rodzaju strach przed zepsuciem obrazu. Po przygotowaniu takiego płótna obraz staje się pewnym wydarzeniem. Dochodzi do tego kontekst akademicki - dzięki temu, że moje obrazy są duże, nie stają się jakimiś gadżetami. Po prostu ktoś, kto ogląda taką pracę musi się zmierzyć z tą przestrzenią bieli, nie jest to coś, co można włożyc do torebki czy postawić na kominku. Poza tym, tak naprawdę często w ostatniej chwili zmieniam wybór fragmentów. Chodzi o to, że niektóre rzeczy mi się nudzą, a zaczynam dostrzegać inne.
W ostatniej chwili, czyli kiedy?
Tuż przed malowaniem. Kiedy już stoję przed płótnem, wtedy jest czas na ostateczne decyzje i taki duży format pozwala mi na to, żeby dowolnie dokonywać zmian. Wydaje mi się, że przy dużym formacie, mniej myśli się o kompozycji obrazu. To, co się maluje, nie jest tak wciśnięte w ramy obrazu i ten prostokąt płótna przestaje mieć przypisane znaczenie malarskiego kadru, tylko jest jakąś koniecznością – na czymś to muszę przecież namalować. To, że obraz ma kształt prostokąta wynika tylko z tego, że po prostu tak konstruuje się płótno. Mogłoby być na przykład wycięte wzdłuż tego namalowanego kształtu, ale byłby to zabieg pozbawiony sensu, bo zawsze ten fragment, który wybieram będzie miał jakieś otoczenie. W przypadku tych obrazów jest to neutralna biel płótna.
Czyli duży format pozwala zapomnieć trochę o tym, że to prostokąt malarskiego podobrazia?
Tak. Zaczynałem od mniejszych formatów. A potem tak naprawdę zacząłem dusić się w tym prostokącie, za bardzo kształt płótna determinował to, co działo się w środku. Ujawniała się jakaś naturalna potrzeba, nawyk komponowania, przywiązanie do krawędzi.
A to przeciez nieważne przy malowaniu obrazu fragmentarystycznego?
No tak, nieważne, ponieważ nie jest to kadr malarski.
A efekty fakturowe? W jaki sposób są istotne?
Efekty fakturowe wynikają z tego, że staram się namalować te fragmenty najlepiej jak potrafię, w sposób najbardziej - moim zdaniem - dla nich odpowiedni. Malując różne rzeczy staram się dobierać do tego odpowiednie środki. Według mnie, w przypadku tych fragmentów, które maluję fakturowo, taka faktura jest odpowiednim sposobem przedstawiania (pokazywania) tego, co maluję.
Co uznajesz za najbardziej rewolucyjne w swojej koncepcji?
Chodzi o prostą refleksję nad naszym sposobem patrzenia. A mianowicie o to, że mamy ostry tylko środek pola widzenia i tak naprawdę ogladając coś, przenosimy wzrok tylko z fragmentu na fragment. To, że naturalne jest dla nas zatrzymywanie wzroku na fragmentach oraz że to, co przykuwa nasz wzrok w sposob niewytłumaczalny, to nie są tak naprawdę rzeczy. Wydaje mi sie, że sztuczne jest dzielenie rzeczywistości malarskiej według kategorii jakichś rzeczy. Według mnie, to są po prostu plamy, kształty i tak naprawdę nie ma znaczenia co to jest, czy to nazywalna rzecz.
Czyli to, co najbardziej naturalne w naszym sposobie patrzenia nie zostało nigdy trafnie zobrazowane?
Jeżeli ktoś chce namalować tylko cienie pod jabłkami w martwej naturze, nie wiem dlaczego miałby tego nie zrobić. Zastanawiałem się dlaczego, jeżeli malarstwo jest takim medium, które z samej swojej natury zajmuje się wyjmowaniem fragmentów z rzeczywistości i przekładaniem ich na płótno przy użyciu środków malarskich, dlaczego te fragmenty w obrazach zawsze jednak składają się w jakieś całości. Jest szereg obrazów, które przedstawiają coś na białym tle, ale to jest zawsze malarstwo jakichś rzeczy, jakichś elementów. Maluje się włosy, pukiel włosów, lub włos, a nie np. fragment włosów, bo widz nie będzie wiedział, co zostało namalowane… Często jako pomoc w takich sytuacjach wykorzystywane są tytuły, które naprowadzają widza. Tak, jakby najważniejsze było to, że rozpozna on, co zostało namalowane na obrazie. Nie określiłbym tego mianem rewolucyjnego odkrycia, ale na pewno dopełnieniem jakiegoś braku, zaistniałego - być może - ze wzgledu na jego oczywistość...?
Czyli dopełnienie historii malarstwa realistycznego?
Tak.
A czy formuła fragmentaryzmu może się malarsko jakoś rozwinąć? Czy ona jest już skończona?
Nie wiem, szczerze mówiąc...
Czy może być stosowana tylko w malarstwie czy także w innych sztukach plastycznych?
Według mnie to kwintesencja malarstwa!
Czyli fragmentaryzm to malarska refleksja nad rzeczywistoscią?
Zdecydowanie tak.
Choć odżegnywujesz się od postmodernistycznych gier z widzem, ów zabieg szatkowania przez ciebie rzeczywistości wydaje mi się w pewnien sposób postmodernistyczny...
No tak, jedną z podstawowych cech postmodernizmu jest fragmentaryczność. W tym przypadku, wydaje mi się jednak, że jest to tak naprawdę kwestia nazewnictwa. Fragmentaryzm to koncepcja, która jest bardzo spójna i zasadza się na prostej obserwacji. Nie chodzi o fragmentaryczność związaną z jakąś formą eklektyzmu.
Jak powinniśmy oglądać twoje obrazy? Nie wydaje ci się, że są one nieco hermetyczne, zamknięte w jakiś sposób na widza?
Owszem są hermetyczne. Powiem raczej, jak bym bardzo nie chciał, żeby je czytać. Nie chciałbym, żeby namalowane przeze mnie fragmenty próbowano w jakikolwiek sposób identyfikować, bo cała moja praca polega właśnie na ukazaniu tego, że rzeczywistość składa się tak naprawdę z - nazwijmy to - abstrakcyjnych form, które zlepiają się w większe całości. Wszystkie moje obrazy stanowią zachętę do spojrzenia na rzeczywistość z nieco większym dystansem, w oderwaniu od tego, co już o niej wiemy.
Widz zatem zostaje skonfrontowany z pewną koncepcją oraz jej efektem malarskim?
Tak, widz jest biedny, postawiony w trochę trudnej sytuacji, ale jak już mówiłem, chciałbym, żeby te obrazy były zachętą do podjęcia próby spojrzenia na rzeczywistość w odmienny sposób.
Obrazy są tu więc zapisem twojego patrzenia?
Tak.
Opowiedz jeszcze na koniec o swojej fascynacji Tuymansem?
Myślę, że moje malarstwo, to, że doszedłem do fragmentaryzmu, było efektem buntu przeciwko Tuymansowi, który mnie w pewnej chwili opętał. W obrazach Tuymansa jest bardzo dużo języka filmowego – filmowych rozwiązań. Wszystko prawie oparte jest na jakichś kadrach, pojawiają się czysto filmowe zbliżenia, rozmazania, rozmycia. Ja, oglądając to malarstwo mam często wrażenie zatrzymania kadru filmowego. Chciałem więc zrobić coś innego, coś, co byłoby bardzo malarskie i wynikajace z tego medium, a więc - nie filmowe, rezygnujące z tych, tak bardzo kuszących filmowych ujęć. Uświadomiłem sobie, że aby malować, trzeba mieć do tego jakiś bardzo poważny powód.
Wystawa Sławka Pawszaka w Galerii Zakret jest otwarta do 27 kwietnia.
Zdjęcia prac Sławka Pawszaka dzięki uprzejmosci Galerii Zakręt w Warszawie
Zdjęcia: Tymek Borowski
2 comments:
ciężko tu trafić... może link na stronie głównej, czy to narazie wersja testowa?
nieabstrakcyjne malarstwo przedstawiajace abstrakcyjne fragmenty rzeczywistosci... o_O
Post a Comment